Kiedy odkrywamy prawdę o sobie i jesteśmy wobec siebie szczerzy, nie ma odwrotu. Nie zamykamy drzwi, za którymi kryją się nieprzyjemne fakty – patrzymy odważnie, przyjmujemy to, co widzimy i działamy odtąd zgodnie z widokiem, który ukazał się naszym oczom. Czy jednak tak właśnie zazwyczaj się zachowujemy?
Istnieją co najmniej dwa scenariusze, które na co dzień realizujemy po skonfrontowaniu się z prawdą. U podłoża każdego z nich leży korzyść – materialna lub niematerialna (natury emocjonalnej, intelektualnej, a nawet duchowej).
Możemy wyprzeć tę nową, nieprzyjemną wiedzę o sobie i stworzyć wizerunek spójny z tym, jak siebie definiujemy. Wówczas wytrwale odpychamy od siebie to, co niewygodne: „Nigdy nie marzyłam o tym, żeby realizować swoje pasje. Od zawsze chciałam po prostu zajmować się domem. I wcale nie zazdroszczę przyjaciółce. Mam wszystko”, „Ja? Ja nie gardzę kobietami. Mam po prostu cięty żart i nie każda go rozumie” itp. Niczego nie musimy zmieniać, przyglądać się uważnie swoim przekonaniom; nie trzeba się wysilać, starać, męczyć. Jest, jak było. Jesteśmy, jacy byliśmy. Zachowujemy status quo.
Nierzadko także oszukujemy – siebie i innych – wprost. Mamy świadomość, że kłamiemy, a jednak podtrzymujemy fałsz ze względu na korzyści, które zapewnia nam taka postawa. Trwamy więc u boku partnera, choć od dawna nie czujemy do niego już nawet sympatii, o czym oboje dobrze wiemy, a jednak łącząc wspólne zarobki możemy wieść „godne życie”. Godne? Czy na pewno? Prawimy komplementy szefowi, którego nie znosimy (o czym otwarcie mówimy rodzinie i przyjaciołom), chcąc utrzymać stanowisko. Tworzymy programy na YouTube promujące niszczące zachowania i postawy, bo „no wiadomo, że to chłam, ale to się dziś sprzedaje”, akceptujemy wulgarne odzywki pracownika skierowane do jego podwładnych, bo „jest profesjonalny w tym, co robi”.
Tak się na szczęście składa, że każdego dnia możemy na nowo podjąć decyzję: zamknąć drzwi i odciąć się od tego, co w nas niemiłe, czy zmierzyć się z tym widokiem i postępować zgodnie z odkrytą prawdą o sobie. Ona i tak prędzej czy później, pod taką lub inną (najczęściej nieoczekiwaną) postacią pokaże się ponownie, zmuszając nas, niekiedy w bezkompromisowy sposób, do opowiedzenia się po którejś ze stron.
Anna Ślubowska