Uważasz tę treść za wartościową? Podziel się nią z innymi!

Już za kilka dni zacznie się długo wyczekiwana majówka. Przyjemność płynąca z planowania miłego, atrakcyjnego czasu z dala od obowiązków i przeciążenia stresem sprawia, że samo wyobrażenie odpoczynku od prozy codzienności sprawia nam radość. Pełni entuzjazmu planujemy wyjazdy i spodziewamy się, że wreszcie spędzimy beztroski i szczęśliwy czas, zgoła inny od naszego codziennego życia z jego uciążliwościami.

Dziecięca nadzieja na „przyszłe, lepsze życie” jest zresztą rodzajem obietnicy, którą składamy sobie nie tylko przy okazji urlopu od obowiązków. Tempo, w którym żyjemy na co dzień  𝐩𝐨𝐝𝐭𝐫𝐳𝐲𝐦𝐲𝐰𝐚𝐧𝐞 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐧𝐚𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣𝐚̨, że dzięki niemu szybciej dobiegniemy do upragnionego, choć niezbyt precyzyjnie określonego celu. Przystankiem pomiędzy etapami tego złudzenia są nasze urlopy i atrakcje stanowiące pauzę od czasu, w którym nie ma miejsca ani na reset od nadmiaru bodźców ani tym bardziej na autorefleksję i zmianę perspektywy. Często w pogoni za marchewką zapominamy, że jest w nas potencjał do życia dostrojonego do jakości, której pragniemy. Żeby ją osiągnąć, wcale nie musimy wsiadać na karuzelę wytrenowanych nawyków myślenia, nawyków, z których płynie informacja, że więcej i szybciej znaczy lepiej i szczęśliwiej.

Co dzieje się z naszymi emocjami i uczuciami, zmęczeniem, stresem i potrzebami w tak zorganizowanej codzienności? Pozwolę sobie na postawienie hipotezy, że przede wszystkim spychamy je na plan dalszy: unieważniamy, wytrzymujemy, powstrzymujemy się, racjonalizujemy. W efekcie wszystkie żywe reakcje, które w nas powstają, blokujemy aż do momentu, kiedy zaczyna nam dokuczać przemęczenie, wypalenie i stany obniżonego nastroju biorące się „nie wiadomo skąd”. Jesteśmy jak zapakowany po brzegi plecak. Zaczynając naszą wypoczynkową przygodę mamy nadzieję, że jakimś cudem wszystkie nasze nagromadzone, niechciane nabytki znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A stanie się tak za sprawą samego faktu, że wyszliśmy za próg własnego domu…

Każdy z nas wie, że tak się nie dzieje. Gdy tylko wyruszamy w podróż, zamiast upragnionego relaksu zaczynamy odczuwać irytację, rozdrażnienie, objawy psychosomatyczne. Nagle coś się psuje, przeszkadza i nic nie przypomina naszego wyobrażenia o upragnionym wypoczynku. Rzadko zdajemy sobie sprawę z faktu, że niewyrażone frustracje, niezaspokojone potrzeby, stłumione emocje właśnie się odzywają, by móc wybrzmieć i tym samym rozproszyć się. Bez rozpakowania niechcianego bagażu czeka nas odreagowanie w postaci kłótni, spięć, „złośliwości” losu i tzw. pecha (np. dzieci nagle się rozchorują, zepsuje się samochód czy w wynajętym apartamencie nie będzie ciepłej wody).

Wariantów uciekania przed niechcianą rzeczywistością, zaprzeczania i oddzielania się od żywych reakcji na rzeczywistość jest całe mnóstwo. Ich przyczyny w długofalowej perspektywie upomną się o uwagę: w trakcie urlopu będzie nas męczyć jakaś dolegliwość, po powrocie zastaniemy kiepskie realia – to co, niewyrażone, stłumione, niedostrzegane da o sobie znać na różne nieprzyjemne sposoby.

Każdy element wypoczynku albo powrotu do codzienności pokaże nam prawdę o tym, przed czym uciekamy.

Rzecz w tym, że od życia nie da się uciec. Odważmy się więc na odczytanie tych sygnałów, spróbujmy się zatrzymać i zgodzić na prawdę o nas samych. Będziemy wtedy mogli zająć się porządkami w naszym wnętrzu i spojrzeć na siebie bez wizerunkowych filtrów, wyłączając autopilota. I wreszcie naprawdę odpoczniemy…😊


Uważasz tę treść za wartościową? Podziel się nią z innymi!