Przyglądając się aksjomatom, przez pryzmat których oglądamy swoje życie, nie sposób nie zauważyć, że przeważającą perspektywą ludzkiego poznania jest pole egocentryzmu. Myślimy: to moje życie, to mój wpływ, to ja/on/oni to zrobiłem/zrobili. Ulegamy złudzeniu, że żyjemy po to, żeby życie układać „po swojemu”. Z uporem niepoddawania refleksji własnych przekonań, próbujemy je układać według własnych reguł i najczęściej nawet cierpienie, które z tego wynika nie sprawia, że w tych przekonaniach szukamy jego źródeł.

Bywa, że zaczynamy poszukiwać celu i sensu życia i dociekamy przeważnie z egocentrycznej, rzadziej z dojrzałej, perspektywy. Wciąż jeszcze fundamentem, z którego oglądamy życie jest przekonanie, że „ja” to ważny i niezależny byt, który może decydować o sobie (egocentryzm), bądź ktoś „skazany” (rozmycie) na siły większe od niego. Poziom dojrzały dodaje do tego rozumienia aspekt równoważności wszystkich ludzi i świadomość, że współtworzymy pewną całość, której elementy (wiele „ja”) stanowią „żywy organizm” systemowego współzależenia.

Idąc dalej, do duchowych narracji „rozpuszczania ego” znowu mamy (już od kilku tysięcy lat) egocentryczne „ja” (teraz już to niedobre, niepotrzebne, przeszkadzające) w opozycji do wiecznego szczęścia nazywanego oświeceniem, które – można by rzec – zazwyczaj „złośliwie” na stałe nie przychodzi.

W tej postawie możemy oglądać najczęściej nieuświadomioną arogancję egocentryzmu w postaci, w której przyjmujemy założenie, że życie (poczucie „ja”) jest nieważne i niepotrzebne. Powstaje „ja” duchowe, lepsze od tego zwyczajnego, człowieczego „ja” jako cel egocentrycznego założenia, że to my decydujemy o składowych naszego życia i tego, co jest ważne, a co nie. Tożsamość, oglądana z poza egocentrycznej perspektywy jako złudzenie zostaje włożona do koszyka zbędnych elementów, do lekceważenia, unieważniania, utylizacji, w efekcie odizolowana od głębokiej istoty samej siebie.

Tożsamość jest formą, dzięki której organizujemy zwyczajną życiową codzienność, poprzez którą przejawia się życie. Jak instrument, dzięki któremu słyszymy muzykę. Właśnie wokół niej skupia się cała aktywność prawie każdego człowieka. Z naszej ludzkiej perspektywy sposób określania samego siebie jest faktem determinującym całe nasze życie, a jego poziom świadomości tworzy jego jakość. 

Świadomość przejawia się poprzez nasze „ja”. Z bieli i przeciwstawnych, wydawać by się mogło, sił przyrody, powstają barwy: jak tęcza, która zdobi niebo po spotkaniu światła, deszczu i burzy.

Patrząc sercem i szeroko otwartymi oczami możemy w tej różnorodności i dynamice dostrzec pewną logikę. Przyglądając się temu uważniej widzimy, że splot życiowych zdarzeń, sukcesów i porażek jakby powtarza znane skądś scenariusze. Można pozostać w tym miejscu z narracją typu „automatyzm, przypadek, to ego”, ale te stwierdzenia nic nie wnoszą poza zamknięciem tematu, uznając go za nieważny.

Czy temat jakości życia i spójności pomiędzy naszą ludzką formą a absolutem jest ważny, czy może pozostaje nam wykluczyć jedną z tych składowych i przywiązać się do przekonania, że jeśli zasłonimy oczy, to pozostała część doświadczanej egzystencji nie istnieje, bo „ja” uznaję, że nie ma znaczenia?

Można też zaryzykować stwierdzenie, że nie „ja” decyduję o istocie świata i nie do mnie należy urządzanie jego porządku.  A zatem, czy forma jest ważna, czy może służyć do innych celów, albo być unieważniona i wykorzystana do czego innego? Może – jeśli oglądamy życie z rozmytej czy egocentrycznej perspektywy. Możemy ze skrzypiec zrobić pojemnik na skarpetki, a z fletu drążek dla papug… nikt nam tego nie zabroni. Zadowoleni z własnej kreatywności możemy nigdy nie doświadczyć, czym jest bycie „muzyką”, przejawianie jej harmonii, piękna i doskonałości w każdym dźwięku, który może się poprzez „ja” urzeczywistnić.  

Mamy prawo do decydowania w tych prostych wyborach, np. w ramach poszukiwania w życiu zadowolenia z siebie i szczęścia.

Możemy też dociekać i szukać sensu w tych faktach… Kiedy zaciekawimy się tym zjawiskiem, tak dalekim od wszelkich racjonalnych prób sensownego wyjaśnienia jego powodów, mamy szansę dotrzeć do jego korzeni. Głębi tego, co nazywamy naszą ludzką egzystencją: dziedzictwa, które wnosimy w życie, a ściślej mówiąc dziedzictwa, którym jesteśmy.

 
Wpis do pobrania:
Dlaczego_ja_Sens_tozsamosci_cz.I_16.07.2019

Pin It on Pinterest

Share This