Po długim, upalnym lecie nadchodzi chłodna, zasnuta mgłami i szarością jesień. Czas uspokojenia zgiełku bodźców i wrażeń. Przesłonięta bezbarwnością pora roku subtelnie skłania do zatrzymania się, wyciszenia zewnętrznego i wewnętrznego hałasu.
Jeśli uda się go nie zamienić na odwrócenie uwagi od siebie, każdy z nas spotka w tym miejscu siebie samego w swojej nagiej naturze. W pierwszym kontakcie pojawią się wszystkie niechciane doznania i uczucia. Te, od których na co dzień uciekamy: głuche uczucie pustki, dotkliwe poczucie odrzucenia, niemożliwe do wytrzymania wspomnienie upokorzenia, wykorzystania, niesprawiedliwości. Rany z czasu dzieciństwa, doświadczone, nie przyjęte i nie zagojone, uznane za miejsce, którego trzeba unikać, unieważnić, o którym trzeba zapomnieć, obudowane racjonalnymi przekonaniami, kombinacjami zaprzeczeń, zakłamań i wizerunków. Nie przyjęte, słabe, przepełnione bezradnością, tęsknotami za ukojeniem i miłością małe dziecko. Czująca, wrażliwa część każdego człowieka, esencja ŻYCIA.
Przy odrobinie szczęścia i wysiłku może się udać ją odzyskać. Zachowując świadomość, że zdolność do bezwarunkowej miłości i zaufania jest wartością, która stanowi o jakości życia. Otwiera się wówczas dostęp do wdzięczności, uważności, czułych i ciepłych wspomnień własnej historii i bieżącego życia. Otwiera się serce na to, co było i jest, stając się początkiem szerszej przestrzeni akceptacji. Akceptacji zawierającej w sobie wewnętrzne „tak” na wszystko, co jest udziałem życia każdego człowieka. Na wszystko to, co miłe i przyjemne i na wszystko to, co bolesne i niechciane. Dopiero z tego miejsca pojawia się odwaga patrzenia na życie bez lęku przed stratą.
W listopadowy, szary dzień ubrany w urok zapachu i migoczących świateł zniczy, możemy zanurzyć się w tej właśnie ciszy. Wspierani gwarem zewnętrznej tradycji odwiedzania grobów i cmentarzy, możemy odwiedzić też nasze wnętrza i doświadczyć śladów wszystkich osób i zdarzeń, które nas budują każdego dnia od nowa. Nie tylko bliskich – tych, którzy odeszli fizycznie zostawiając żywe ślady w naszych sercach. Ale również tych, których straty zmuszały do konfrontacji z iluzjami i otwierania nowych perspektyw rozumienia i akceptacji.
Akceptacja nieuchronności straty wszystkiego, do czego z pełnym zaangażowaniem jesteśmy przywiązani, jest drogą do wolności i przestrzeni, których bez tej zgody nigdy nie doświadczymy. Bezlitosny, bezkompromisowy wybór i bezlitosne, bezkompromisowe konsekwencje, te w bieżącym życiu i te, które po nas odziedziczą przyszłe pokolenia. Każdy z nas, każdego dnia tworzy świat w którym wszyscy żyjemy. Podobnie jak my wszyscy zanurzeni jesteśmy w konsekwencjach wyborów innych ludzi, naszych przodków i poprzednich pokoleń. Być może ten listopadowy czas w doskonałości swojej cichej zadumy i nostalgii okaże się bramą do wyjścia z niekończących się powtórek i złudzenia, że ktoś lub coś sprawi, że będzie inaczej.
Autor: Jolanta Toporowicz