Wyobraź sobie, że masz stale towarzyszące Ci poczucie niespełnienia, jakiś rodzaj wewnętrznej pustki, dotkliwie przypominającej o sobie każdego dnia. Przenikliwe poczucie braku, którego nie da się niczym ukoić. Jest Twoim doświadczeniem bez Twojej zgody i Twojego zrozumienia. Nie rozumiesz skąd się wziął i nie wiesz, czym jest. Masz wrażenie, jakby nie dotyczył Ciebie samego – jakiś obcy, nieznany towarzysz, z którym przyszedłeś na ten świat….
Wyobraź sobie, że brak, który w sobie nosisz jest nieustępliwy i kiedy tylko zostajesz sam ze sobą, odzywa się, przypominając o swoim istnieniu. Głucha, tępa pustka boleśnie wypełniająca cię w każdym momencie doświadczania siebie samego…
Bezwzględność tego odczucia powoduje, że zaczynasz szukać od niego ucieczki, szukasz wyjścia z miejsca, które Cię wewnętrznie osacza i pogrąża w poczuciu absolutnej bezsilności. Chcesz żyć, chcesz mieć w sobie treść, chcesz odczuwać, jak inni ludzie, których obserwujesz wokół. Jakimś szóstym zmysłem wiesz, że gdzieś jest taka możliwość, tęsknisz za tym doświadczeniem, jednocześnie wiedząc, ze wobec swojego braku jesteś bezradny. Bezradność staje się Twoim wrogiem, pustka staje się Twoją zmorą, bezsilność wobec tych odczuć powoduje, że zaczynasz się bronić. Nie chcesz ich przeżywać, są nie do zniesienia….
Równolegle, wraz z całym swoim dziedzictwem przyniosłeś na świat poczucie swojej wyjątkowości. Poczucie, że jesteś lepszy od innych, jakby ulepiony z innej gliny. Przekonanie, że jesteś wybitny, że należy Ci się wyjątkowa pozycja, a inni ludzie żyją po to, żeby Ci służyć. Nie dotyczą Cię reguły, żadne zobowiązania, nic co nie służy twojej wyjątkowości. Nie obchodzą Cię ani przeżycia, ani potrzeby innych ludzi. To Ciebie nijak nie dotyczy. Obchodzi Cię wyłącznie zdobycie pozycji, zachwytu, aplauzu i uwielbienia. Ten krótki moment, kiedy masz we władzy wielbiący Cię „tłum” jest jedynym wytchnieniem w rozpaczliwie doświadczanej samotności.
Ulga, jaką wielbiący tłum przynosi jest niestety doraźna, nie syci na dłużej, jak podłączenie do zewnętrznej energii, którą po niedługim czasie trzeba uzupełnić. Cały czas jesteś jej „głodny” i musisz szukać następnej okazji do poczucia swojej wyjątkowości, poprzez napełnienie się czyimś zachwytem, prestiżem, pozycją i odbitą w oczach innych własną wyjątkowością. W tym momencie czujesz, że żyjesz należnym Tobie życiem. To jedyny aspekt, który Cię interesuje w relacjach. Czerpiesz z tego swoją energię do życia. O takie kontakty będziesz dbać i zabiegać, jak o kogoś, dzięki komu czujesz, że istniejesz.
Będziesz bezwzględny w wykorzystywaniu innych ludzi dla zyskania swojej pozycji, prestiżu. Będziesz zdeterminowany w przejmowaniu dorobku innych ludzi, wykorzystywaniu ich pomysłów. Wykorzystasz fakt, że Ci ufają, żeby napełnić się ich atencją i zachwytem. Będą działali na Twoją korzyść i pracowali na rzecz Twojej wyjątkowości, bo po prostu do tego służą. Wydaje Ci się to oczywiste, że to wszystko Ci się należy. Jesteś przecież lepszy od nich, to nie Twoja sprawa, ich życie. Bez skrupułów podpiszesz się swoim nazwiskiem pod pracą swojego studenta czy pracownika, przejmiesz udziały wspólnika. Bez mrugnięcia okiem skopiujesz czyjś pomysł i sprzedasz go jako swój. Nie wprawi Cię w dyskomfort wykorzystanie zaufania dla zdobycia pozycji, przejęcia czyjegoś dorobku czy wykorzystania sytuacji dla własnej kariery, czy choćby doraźnej przyjemności. To wszystko Ci się należy.
Niestety jest jeden szkopuł tej sytuacji – szybko się nudzisz, potrzebujesz ciągle nowych bodźców, żeby czuć, że żyjesz. Ponieważ po drugiej stronie jest żywy człowiek, to w relatywnie krótkim czasie zacznie potrzebować wzajemności, powie Ci o tym, czego potrzebuje, co mu nie odpowiada. Pojawi się zdziwienie, irytacja, z biegiem czasu pogarda i chęć pokazania drugiej stronie, gdzie jest jej miejsce. Nie Ty jesteś od tego, żeby się kimkolwiek zajmować, „co to za pomysł”? Powstaje rysa na Twoim doskonałym wizerunku i szczelina, poprzez którą jest ryzyko, że wyjdzie na jaw Twoja wewnętrzna prawda. Ryzyko, że znów doświadczysz przenikliwej głuchej pustki i bezsilności, wewnętrznego poczucia unicestwienia i upokorzenia, że cała wyjątkowość to tylko zasłona faktu, że wewnątrz swojej istoty nie masz nic. Żadnego drgnienia tego, za czym tęsknisz nie potrafiąc nawet określić czym to jest, ale masz nadzieję, że jest szansą na uwolnienie od tego cierpienia.
Dlatego wierzysz, do czasu nieuniknionej konfrontacji z rzeczywistością, oczywistym, nie poddanym nigdy w wątpliwość przekonaniom o własnej wyjątkowości i z natury czujesz się lepszy od innych. Czujesz pogardę i chętnie ją okażesz każdemu, kto spróbuje to podważyć, próbując się do Ciebie zbliżyć, pokazując Twoje niedoskonałości. Niezadowolenie, krytyka w Twoją stronę zaowocuje odczuciem nienawiści, zdewaluowaniem osoby i zerwaniem kontaktu, chęcią jej zniszczenia. Jeżeli zostaniesz w tym kontakcie będziesz bezwzględny w upokarzaniu i zadawaniu bólu, przenosząc cierpienie na zewnątrz, jednocześnie trzymając źródło pamięci o Twoim bólu w klinczu związania ze sobą z jednoczesnym brakiem dostępu do siebie. Nie możesz przecież pokazać prawdy o sobie. Będziesz miał satysfakcję, że wymierzasz karę za próbę podważenia Twojej wyjątkowości i nieuzasadnione roszczenia w Twoim kierunku. Ta postawa zapewni Ci wystarczającą odległość i jednocześnie wygodny sposób na czerpanie energii bez ryzyka straty jej źródła.
Bezwzględność i konsekwencja tej postawy wobec każdego, kto ośmieli się podważyć Twój wizerunek staną się Twoim sposobem na ochronę przed konfrontacją ze swoim prawdziwym „ja”. Ból degradacji wizerunku, pokazania prawdy będziesz przeżywać jako własną śmierć. Staniesz do wojny, odwetu albo uciekniesz ze strachu przed dekonstrukcją misternie budowanej fasady, za którą odczuwalna prawda o sobie jest zbyt bolesna, by mogła być warta doświadczenia miłości, tej bez warunków, cichej, kojącej, uwalniającej.
Zaufanie do życia, jego natury i akceptacji wszystkich składowych może stać się drogą wyjścia z bezwzględności i stałej wojny o to, co jest tylko doraźnym lekarstwem na ból, jak plaster na jątrzącą się pod spodem głęboką ranę zamykającą dostęp do przestrzeni bezwarunkowej miłości.
Choć trzeba mieć świadomość, że dostęp do tej przestrzeni wymaga przejścia przez wszystkie niechciane części nas samych. Jak mówi Sorren Kierkegard „Żeby żyć trzeba mieć wiele odwagi” i nie idzie tu o życie w ukryciu/ unikanie konfrontacji ze sobą, a szacunek do prawdy o sobie i odwagę zmierzenia się z nią, wzięcia odpowiedzialności za wnoszone w życie własne dziedzictwo.
Dopiero wówczas jak wszystko inne, również nieznośna, głucha czeluść otwiera się na światło, rozpuszcza się w głębokiej istocie życia, która wszystko przyjmuje i wszystko napełnia swoją esencją uwalniając z nieznośnego, dziedziczonego i wzmacnianego budowanym wizerunkiem cierpienia.
Wpis do pobrania: