Współczesność to wszechobecne gotowce: szybko dostępne recepty na wszystko. Właściwie nie musimy już nad niczym się zastanawiać. Nie tracimy czasu, by sprawdzać, czy stworzone przez innych pomysły na nasze życie pasują do nas, zastanawiać się, w co się ubrać, co jeść, czego się uczyć, gdzie pracować, co jest ważne. I w końcu szukać, jacy powinniśmy być – inni wiedzą to lepiej od nas. Sztaby kreatorów mody tworzą obowiązujący styl w ubieraniu, dyktują, na jaki kolor należy pomalować ściany naszych mieszkań i biur, jakie meble będą pasowały do naszych wnętrz, jakie auto i zegarek najlepiej określą nasz status. A co za tym idzie – naszą wartość. Wartość, którą zdefiniowano za nas.
Mnogość dostępnych diet i metod uzdrawiania, nowe, wspaniałe leki i suplementy każdemu człowiekowi mają zapewnić zdrowie i wigor aż do starości. W myśleniu o przyszłości mamy już wdrukowany obraz szczęśliwych staruszków o śnieżnobiałych zębach, cieszących się odpoczynkiem w słonecznej jesieni życia. Zdaje się, że tylko śmierć nie znalazła póki co swoich „gotowców”. Wciąż jeszcze pozostaje tematem tabu, jakby miała się w ogóle nie wydarzyć. Ale kto wie? Może i ten aspekt naszego życia powoli zaniknie zastąpiony jakimś wyjątkowym pomysłem na szczęśliwą podróż w zaświaty?
Czy nie warto przy okazji listopadowej aury znaleźć odrobiny czasu i pochylić się nad kruchością naszego życia i jego żywą wartością? Ten temat, w nieustającej pogoni i wobec przytłaczającego nadmiaru wszystkiego, traktuje się coraz bardziej powierzchownie: analizy i algorytmiczne równania zastępują prawdziwe doświadczanie życia i świadome tworzenie jego jakości. Podobnie rzecz ma się z egzystencjalną stroną naszego istnienia. Rozwój osobisty i duchowy to najbardziej osobista, by nie powiedzieć intymna, część naszego jestestwa; dotyka tego, co tkwi w głębi duszy każdego z nas żywe i niezniszczalne: źródła życia. Dziś sprowadza się go do pogoni za niezwykłymi przeżyciami, wyjątkowością, wieczną szczęśliwością lub możliwością spełniania wszystkich zachcianek.
Niby mamy świadomość, że dzieci, które zamiast uwagi, zainteresowania i miłości rodziców dostają wiele zabawek, nigdy nie mają ich dość, każda kolejna nudzi je szybciej, a młody człowiek staje się coraz smutniejszy, powoli gubiąc dostęp do swojej wrażliwości i zdolności do nawiązywania relacji i kreatywności. Wiemy o tym, pozornie rozumiemy opisany mechanizm, ale sami dajemy się wciąż i wciąż uwodzić obietnicą osiągnięcia szczęścia poprzez spełnianie własnych kaprysów, nabywanie kolejnych gadżetów i mnożenie sztucznych potrzeb, które traktujemy tak, jakby były prawdziwe…
Wygoda i fakt, że nie musimy samodzielnie myśleć, szukać i sprawdzać, co dla nas właściwe, sprawia, że gubimy kontakt ze swoja żywą naturą i marniejemy jako ludzie. Nasz rozwój zostaje zastąpiony atrapą wartości i satysfakcji z życia. Powoli stajemy się jak nałogowcy, którzy bez zewnętrznych dopalaczy nie potrafią już egzystować. Jak każde uzależnienie kończy się to wyniszczeniem nas samych i naszego życia. Doraźnie czujemy się podekscytowani i odczuwamy satysfakcję, dumę, zazwyczaj z wygranej rywalizacji. W dłuższej perspektywie powoli mamy coraz mniej siły i motywacji, żeby wciąż biec ku czemuś, co nie ma mety. Także i z tego powodu, że po drodze gubimy siebie i nasz wewnętrzny kompas, dawno już zastąpiony przez obietnice, którym zaufaliśmy.
Ulegamy złudzeniu, że wszystko już jest dostępne na wyciągnięcie ręki – jedno kliknięcie zastępuje nam sięganie do osobistych zasobów, talentów, kreatywności; działamy na wgranym autopilocie. I chociaż to wygodne i proste, niewymagające wysiłku, przeczuwamy, że stajemy się coraz bardziej jałowi i bez wyrazu. Przestajemy przypominać niepowtarzalne ludzkie istoty z dostępem do pięknych możliwości niemających nic wspólnego, z tym prądem, z którym płyniemy. Ta świadomości to być może ostatnia nadzieja na to, że wyjdziemy z tej rzeki i mimo wszystko wrócimy do tego, kim naprawdę jesteśmy. Poznamy swoje zasoby i stworzymy jakość życia, o której zapomnieliśmy. Bez tej zmiany pozostaje nam tylko zagłuszanie prawdy głęboko we wszystkich nas wołającej o uwagę.
Czy zastanawialiśmy się kiedyś nad faktem, że każdy rybak, żeby mieć dobry połów, nęci ryby gotowym, łatwym pokarmem? Każdy myśliwy najpierw obserwuje zwierzynę, poznaje jej żerowiska, zachowania, czasem szczuje psami gończymi, by ją skutecznie upolować. Wiemy o tym, prawda? Czy nie dostrzegamy takie samego mechanizmu w naszej codzienności? Człowiek powtarza wciąż te same błędy i póki nie postawi sobie za cel zaufania do uniwersalnych wartości, zamiast wciąż wybierać wygodę i zatracać swoje zasoby w imię doraźnych atrakcji, niewiele w historii się zmieni… Miejmy nadzieję, że te powtórki nam się w końcu znudzą, otwierając jakość życia, jakiej dotąd nie poznaliśmy, a za którą wszyscy, w głębi duszy tęsknimy.
Miejmy nadzieję i spróbujmy spojrzeć nieco szerzej na to, jakie życie tworzymy i w jakiej grze bierzemy udział każdym naszym wyborem, każdego dnia.
Jolanta Toporowicz