W środowiskach skupionych wokół zagadnień rozwoju duchowego medytacja uchodzi za praktykę niezwykle pożądaną. Medytujący nierzadko bywają otoczeni nimbem niezwykłości: podziwia się ich, uznaje (otwarcie lub nie) za wyjątkowych, bardziej uduchowionych, a nawet oświeconych. Rzecz w tym, że nie wszystko, co powszechnie nazywa się medytacją, naprawdę nią jest. Warto więc zastanowić się nad definicją tej praktyki i odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań. Jakie są korzyści z medytowania? Kto absolutnie nie powinien oddawać się tej praktyce? Czy medytacja naprawdę czyni z jej adeptów istoty, przed którymi otwierają się bramy raju, gdzie znika bezpowrotnie ból istnienia, a wszelkie codzienne troski ulatniają się wraz z każdym kolejnym miarowym wydechem?

W rozumieniu Jolanty Toporowicz medytacja to połączenie się z przestrzenią pozaegocentryczną, a więc wykraczającą poza nasz umysł, tożsamość, emocje, uczucia i przekonania. Podczas tej praktyki duchowej dochodzi do wyciszenia wszelkich opowieści o nas samych i o świecie, bodźców pochodzących z naszego wnętrza przy jednoczesnym pełnym skupieniu. Koncentracja, o której mowa, nie ma jednak żadnego konkretnego celu, wykreowanego przez racjonalny umysł, co zostanie szczegółowo omówione w dalszej części tekstu. Medytacji nie należy mylić (a zdarza się to nader często) z relaksacją ani kojarzyć jej ze stanem błogości. Słowem, które nieco lepiej oddaje charakter tej praktyki, jest określenie: wymagająca.

Oczy otwarte na to, co jest

Utarło się, że medytować należy z zamkniętymi oczami. To prawda, że medytując zagłębiamy się w  siebie i rozpraszając wewnętrzny hałas, wyciszamy też reakcje na zewnętrzne bodźce, przede wszystkim jednak wchodzimy w kontakt z rzeczywistością. Nasze oczy powinny pozostać w tym czasie półotwarte. W tym stanie skupienia rejestrujemy zewnętrzne bodźce i reagujemy na nie w stopniu zależnym od głębokości medytacyjnego skupienia.

Istotne jest, że przebywając w tym stanie ducha, rejestrujemy wszystko, co się dzieje, jednak bez oceny, myślenia, reakcji emocjonalnych czy uczuciowych. Osoby zaawansowane w praktykowaniu medytacji mają wyostrzoną percepcję, jeśli więc w trakcie medytowania wydarzy się w ich otoczeniu coś, co na przykład będzie im zagrażać (np. wybuch pożaru), będą w stanie przerwać swoją praktykę i zareagować adekwatnie do tej konkretnej sytuacji (zadbać o swoje bezpieczeństwo).

Praktyka duchowa bez konkretnego celu?

Zdaniem Jolanty Toporowicz „to, co wymyślone przez nasz umysł, nie jest tożsame z doświadczaniem stanu obecności, rozproszeniem ego”. Jeśli więc oddajemy się praktyce medytacji w konkretnym celu, który sobie wyznaczyliśmy, to po prostu nie wejdziemy w stan obecności z tej prostej przyczyny, że medytacja nie służy naszemu ja – używanie jej do spełnienia jakichkolwiek egocentrycznych potrzeb jest – w długofalowej perspektywie – skazane na niepowodzenie. Jeśli uda nam się dostroić do przestrzeni pozaegocentrycznej i zrobimy to z nastawieniem realizacji obmyślonego wcześniej planu (np. „Dzięki medytacji, moje problemy znikną, a cierpienie stanie się mniej dotkliwe”), nie wypełnimy go na najmniejszym stopniu, ponieważ objawi nam się rzeczywistość, która do naszych fantazji o tym, jak być powinno, ma się nijak. Jest także wielce prawdopodobne, że opisana wyżej postawa pociągająca za sobą napinanie umysłu, chęć uzyskania czegoś dla siebie z tej przestrzeni… skutecznie ją przed nami zamknie.

Droga do poczucia wartości i godności

Skoro medytacji nie można wykorzystać do dostosowania przy jej użyciu rzeczywistości do naszych koncepcji, to czy istnieją w ogóle jakieś korzyści płynące z jej praktykowania? Według Jolanty Toporowicz ten stan ducha niejako sam z siebie buduje wewnętrzne poczucie wartości i godności; wskazuje taki kierunek życia, który jest spójny z przestrzenią bezwarunkowej akceptacji. Prawdą jest więc chętnie powtarzane przekonanie, że medytując osiągamy wewnętrzny spokój, co ma związek z faktem, że wchodzimy w przestrzeń, która jest spokojem i harmonizuje nasze doświadczenie; zaczynamy przeczuwać, jaki wybór jest w danej sytuacji właściwy. Jeśli poddajemy się temu przeczuciu bez oporu, doświadczamy w naszym życiu jeszcze więcej harmonii. Zaczynamy ponadto widzieć wszystko wielowymiarowo, znacznie szerzej, bardziej przestrzennie – wyostrza się percepcja, pogłębia rozumienie rzeczywistości. Pojawia się to, co określamy „wiedzeniem”.

Jak wykorzystamy te „zdobycze”, kiedy powrócimy do naszych codziennych spraw, zależy ściśle od poziomu świadomości ego*. Osoba funkcjonująca w przestrzeni rozmycia poczuje się dzięki doświadczeniom wyniesionym z medytacji wyjątkowa, przekonana o tym, że jest wolna od odpowiedzialności (np. za swoją rodzinę), a także od „tych wszystkich ludzkich trosk i problemów”.  Natomiast adept medytacji będący na egocentrycznym poziomie świadomości zadba o to, by to, co objawiło mu się w przestrzeni pozaegocentrycznej, wykorzystać do swoich potrzeb. Dopiero na poziomie dojrzałym medytacja może sprawić, że człowiek stanie się nie tylko spokojniejszy, mądrzejszy, ale także życzliwy w całkowicie bezinteresowny sposób. Dostęp do tej przestrzeni daje nam taką jakość życia.

Kiedy lepiej nie praktykować  

Chociaż medytacja jest kojarzona z wewnętrzną harmonią i spokojem, nie jest wskazana dla każdego. Istnieją wręcz takie stany psychiczne, w których jej praktykowanie może być niebezpieczne. Są to przede wszystkim stany lękowe, napady paniki, psychozy, stany derealizacji i dysocjacji, a także stany wewnętrznego chaosu i lęku. Podjęcie praktyki w takich przypadkach będzie skutkować destabilizacją psychiczną, której doświadczająca jej osoba nie będzie w stanie samodzielnie sprowadzić do równowagi.

Ten, kto jest oswojony ze sferą swoich emocji i uczuć, kto, wie, co czuje (głównie dzięki przepracowaniu w procesie psychoterapii swoich traum), nie powinien podczas medytowania doświadczać dezintegracji psychicznej. Jeśli jednak w jego wnętrzu panuje chaos, jeśli nosi w sobie dużo lęków, warto, by zastanowił się nad praktykowaniem medytacji. Otóż wejście w stan obecności, prowadzi do rozbicia struktury ego. Kiedy kondycja psychiczna danej osoby jest słaba lub poważnie zakłócona (istnieją liczne traumy, blokady emocjonalne etc.), wówczas medytacja, zwłaszcza intensywna, może doprowadzić do dezintegracji osobowości (stanów psychotycznych, derealizacji, dysocjacji, stanów lękowych, w których konieczne będzie podanie leków).

Wbrew życzeniom, oczekiwaniom i fałszywemu obrazowi przedstawianemu chociażby przez popkulturę medytacja nie jest ucieczką przed naszym wewnętrznym światem, lecz głębokim wejściem w ten świat. Jeśli panuje w nim bałagan, doświadczymy jego konsekwencji z całą mocą… A wtedy możemy uciec w stany hipomaniakalne, nadaktywność, poczucie wyjątkowości. Utkniemy w złudzeniu raju, by nie musieć przechodzić przez nasz osobisty Hades.

Jeśli więc pragniesz medytować, najpierw zadbaj o swój stan emocjonalny i mentalny, uporządkuj swoje życie – medytacja Ci w tym mnie pomoże.  Następnie zadaj sobie pytanie – i odpowiedz na nie szczerze – po co chcesz medytować i zastanów się, czy ta praktyka to na pewno to, co Cię interesuje. I wreszcie starannie przeanalizuj, co medytacja może wnieść do Twojego życia, i jakie są konsekwencje tych zmian. Jeśli uznasz, że naprawdę chcesz medytować, odłóż wszelkie aplikacje stworzone w tym celu, opaski mająca rzekomo ułatwić wejście w ten stan i otwórz się na to, co tak naprawdę wymyka się opisom możliwym do stworzenia przy pomocy języka.

Artykuł powstał w oparciu o rozmowę, którą z Jolantą Toporowicz przeprowadziła Agnieszka Tomczuk. Film został opublikowany na YouTube, na kanale Jedność jest siłą.

* Kwestia poziomów świadomości została szczegółowo omówiona w książce pt. „MapaJaⓇ. Jakość życia w świetle poziomów świadomości ego” autorstwa Jolanty Toporowicz.

Więcej tutaj: https://mapaja.pl/

Pin It on Pinterest

Share This