Najważniejsza w życiu jest miłość – to, jak się wydaje, wiemy wszyscy. A co znajduje się w hierarchii ważności tuż za nią? Zdrowie? Wewnętrzny spokój? Może dająca spełnienie praca? Są tacy, którzy bez wahania pomyślą o szacunku, uznaniu i tak zwanej stabilizacji. Jednak dla części z nas tuż za miłością, zaledwie o jeden krok dalej jest… poczucie humoru. Jak bardzo gorzki smak miałoby życie, gdybyśmy nie potrafili się śmiać z tego, co przynosi nam ono w swojej – nierzadko dyskusyjnej – szczodrości?
Dowodów na to, że umiejętność dostrzegania zabawnych stron życia stanowi niezwykłą wartość, można znaleźć mnóstwo. Przywołajmy tutaj tylko część z nich z nadzieją, że każdego dnia będziemy bardziej cenić tę prostą przyjemność, która nie wymaga szczególnych starań, opiera się inflacji (ba, nawet potęguje się w trudnych czasach) i może być dostępna w ułamku sekundy.
Ucieczka z pułapki
Poczucie humoru daje przede wszystkim wolność. W chwilach, gdy czujemy się uwięzieni, czasem zamrożeni w trudnej emocjonalnie sytuacji, znalezienie szczeliny, przez którą może przedostać się śmiech, natychmiast uwalnia nas z klinczu. Kiedy na przykład apodyktyczny szef podczas spotkania odzywa się do zebranych w napastliwy sposób, tworzy apokaliptyczne wizje przyszłości (ach, te niezrealizowane plany sprzedażowe!), wystarczy skupić się na jego twarz, która na skutek napięcia co i rusz przybiera kolor czerwony. Twarzy, której nagła kolorystyczna przemiana przywołuje szczoteczkę do zębów pewnej amerykańskiej marki zmieniającą pod wpływem ciepła (a więc nacisku dłoni) barwę na bardziej intensywną. Na skutek tego skojarzenia znika nagle napięcie, łagodzą się obawy związane z niemożliwością realizacji nierealnych oczekiwań ambitnego managera. Śmiejąc się, nawet w duchu, wychodzimy poza pole jego rażenia. I znów jesteśmy wolni.
Przejaw autentyczności
Humor, również ten śmiały, a nawet wulgarny (kogo nie bawią żarty z fizjologii czy seksu?) stanowi wyraz naszej spontaniczności i naturalności. Zdolność do dostrzegania komizmu słownego, do tworzenia skojarzeń wykorzystujących podwójne znaczenie słów może dostarczyć radości, którą przeżywać będziemy za każdym razem, gdy powróci do nas dane słowo czy wyrażenie. Czasem przez długie lata przywołujemy w pamięci, w prowadzonych podczas spotkań towarzyskich rozmowach, określenie, które nas kiedyś rozbawiło.
Pewien mężczyzna, lekko jeszcze przytłumiony działaniem trunków z dnia poprzedniego, podzielił się z koleżanką refleksją na temat zachowania (mówiąc delikatnie niestosownego) pewnej skąpo ubranej i mocno zmienionej ręką chirurga pani. Należy podkreślić, że ten pan pochodził z południa Polski, co wyrażało się w sposobie, w jaki wymawiał pewne dźwięki. Wzburzony, komentując zachowanie wspomnianej damy, powiedział: „Przecież to jest jakiś szczęp!”, mając, rzecz jasna, na myśli „strzęp”. Nie było to, przyznajmy, określenie ani grzeczne, ani łagodne, pozwoliło mu jednak, ku uciesze rozbawionej rozmówczyni, wyrazić swoje oburzenie niezwykle śmiałym stylem bycia towarzyszki zabawy z poprzedniego wieczoru. Nie trzeba dodawać, że słowo „szczęp” w takim właśnie brzmieniu stało się odtąd skrótem myślowym odnoszącym się do ogółu cech, które uosabiała kobieta z pamiętnej imprezy.
Śmieszni i niedoskonali
Najwyższą formą humoru zdaje się jednak być zdolność do śmiania się z samego siebie. Dostrzeganie śmieszności rodzącej się ze zderzenia między naszymi oczekiwaniami i wysiłkami a rzeczywistością niesie ogromną ulgę, wyzwala nas od przyjętych (lub narzuconych nam) wizerunków, pozwala poczuć łączność z innymi ludźmi. I uznać prawdę nad prawdami: wszyscy jesteśmy cudownie niedoskonali. Ta kobieta, która kupuje dziesięć kosmetyków do makijażu, nie mając bladego pojęcia, jak się ich używa, po czym podejmuje wyzwanie i robi sobie na twarzy, posiłkując się tutorialem z YouTube’a, „malunki”, by na końcu, widząc efekty swoich starań, wybuchnąć głośnym śmiechem i zmyć wszystko w 30 sekund. No cóż, żadna z niej Linda Evangelista, tylko zwykła Gośka z nieco wąskimi ustami.
A ten mężczyzna koło czterdziestki, który idzie pierwszy raz w życiu do siłowni, energicznym krokiem wchodzi na bieżnię, pewnym ruchem wciska pierwszy przycisk przypominający mu dobrze znaną ikonę startu i po chwili leży jak długi na podłodze? Jeśli nie jest zbyt mocno przywiązany do wizji siebie jako tego, który jest zawsze supermęski i idealnie sprawny, zaśmieje się i obróci tę sytuację w żart, po czym, być może, zapyta trenera lub innego ćwiczącego w sali mężczyznę o wskazówkę, jak działa ten magiczny 😉 sprzęt. Potem, przy piwie z kolegami, obśmieje swoje wysiłki podejmowane z nadzieją, że kiedyś, patrząc w lustro pomyśli z dumą: „No, klata jak u pirata”. Żartując z samego siebie, poczuje (i poczują to najpewniej jego rozbawieni rozmówcy) łączność z tymi wszystkimi, którym nie zawsze w życiu wychodzi dążenie do bycia lepszym: piękniejszym, bardziej umięśnionym czy pożądanym.
Skuteczna broń przeciw manipulacji
W naszym świecie pozorowanej doskonałości, absurdalnie idealnych zdjęć śmiech jest, może bardziej niż kiedykolwiek, ratunkiem (bywa także mechanizmem obronnym, ale to temat na inny artykuł) przed zakłamanym przekazem i manipulacją. Kiedy widzimy śmieszność danej sytuacji czy postawy, mamy szansę dostrzec, jak jest prawda.
W jaki sposób młoda mama, właścicielka nadzwyczajnie długich paznokci z wymyślnymi wzorkami, przybierająca na Instagramie pozy trudne do powtórzenia przez zwykłych śmiertelników, przemywa oczka swojemu niemowlęciu (jest w tym obrazie potencjał do sceny z horroru) albo zmienia mu pieluszkę? Jak reaguje ten chłopak pozujący na człowieka sukcesu na tle wypożyczonego lnśniącego niczym diament (o którym marzy jego dziewczyna Angela) porsche lub maserati, kiedy dowiaduje się, że musi pokryć koszty zniszczonej karoserii? Chciał zrobić fajną fotkę podczas hamowania, nie przewidział tylko, że żwir bywa mało łaskawy dla lakieru… Angela będzie musiała długo poczekać na upragnione zdjęcie z (kupionym na raty) pierścionkiem podpisane, a jakże, „She said YES”.
Absurd odsłaniający prawdę
Śmiech, manifestacja poczucia humoru, ma jeszcze jedną potężną moc: niszczy sztuczną powagę. Kiedy obśmiewany nadęte polityczne slogany, sztywne gesty dyktatorów, ich robotyczne ruchy, odbieramy im siłę (bo mocy nie mieli przecież nigdy). Obnażamy ich małość, nieprawdziwość twierdzeń, miernotę forsowanych rozwiązań. Nie bez przyczyny autorytarni władcy traktują cenzurę, nakładaną również na komików, jako skuteczny oręż przeciwko prawdzie, która ujawnia się, gdy śmiech ukazuje absurd sytuacji, decyzji, starannie przygotowanych inscenizacji. Humor potrafi skutecznie rozwiać niebezpieczne sny o potędze, a groźnego wielkoluda wymachującego maczetą przywrócić do rozmiaru pospolitego gnoma. Głowę państwa może szybko, jak pamiętamy, sprowadzić do roli zwykłego długopisu.
Najprościej byłoby nas wszystkich zachęcić do częstego korzystania z poczucia humoru słowami pisarza Curzio Malaparte, który twierdzi: „Zawsze ilekroć człowiek się śmieje, przedłuża swoje życie”. Oczami wyobraźni już widzimy, jak żądni wieczności ludzie wypełniają ulice miast i wiosek gromkim, niepowstrzymanym śmiechem. A potem, na fali radości, zaczynają mówić do siebie pełne życzliwości słowa i tulić się wzajemnie w zachwycie. Tak więc miłość i śmiech, śmiech i miłość… Czy naprawdę trzeba nam czegoś więcej? 😉
Anna Ślubowska