Mimo wielkich przemian społecznych zachodzących na naszych oczach, mimo spektakularnych zdobyczy technologicznych i odkryć naukowych na poziomie własnej natury pozostajemy wciąż… tacy sami. Można by się pokusić o stwierdzenie, że to, co zdobywamy, odkrywamy czy tworzymy nie ma większego wpływu na to, kim się stajemy. Napędzani oderwaną od naszych głębokich potrzeb chęcią posiadania, wygrywania, pomnażania dóbr materialnych i intelektualnych zazwyczaj już na starcie w dorosłe życie grzebiemy własne pragnienia. Często porzucamy je, przyjmując styl życia uznany przez większość za właściwy, nie mamy bowiem odwagi, by żyć własnym rytmem, z szacunkiem do swoich zasobów. Uwiedzeni pokusą wielkości lub luksusu, nieświadomi samych siebie zamykamy naszą wewnętrzną treść w ciemnych zakamarkach, do których nie chcemy zaglądać.
Bierzemy dziś udział w znaczących zmianach, napędzamy rozwój cywilizacji w każdej dziedzinie nauki i technologii. Jednocześnie ignorujemy skutki zaniedbania podstawowej jakości życia potrzebnej naszej ludzkiej naturze. Uczestniczymy bezrefleksyjnie w budowaniu odczłowieczonego kolosa sukcesu, ale w zdecydowanej większości jedyną zmianą, której doświadczamy, jest rozrost naszego ego: dumy i arogancji w poczuciu prawa do działania wyłącznie według własnych zasad, coraz bardziej oddzielonych od tego, co nam, ludziom, jest w prosty sposób bliskie. Tworzymy rzeczywistość, jakby nie istniała łączność pomiędzy nami samymi, a tym, co jest dziełem naszej wiedzy, intelektu i talentów.
Zdaję sobie sprawę, że przynależę do zdecydowanej mniejszości, która jest świadoma coraz wyraźniejszego oddzielenia współczesnego człowieka od głębokich korzeni człowieczeństwa. Człowieczeństwa rozumianego jako zdolność do refleksji, autorefleksji, elastyczności w myśleniu i spójności z działaniem, szukania rozwiązań, dzięki którym możemy łączyć to, co stanowi żywą esencję każdego z nas, z tym, co tworzymy w naszym zewnętrznym świecie. Tą esencją, w moim rozumieniu, jest wspólna wszystkim ludziom potrzeba bezwarunkowej akceptacji, zrozumienia i tworzenia wspólnego dobra jako wartości wyższego rzędu niż własny zysk i pozycja. W efekcie prowadzi to do rozbrojenia dumy i arogancji na rzecz zdrowej pokory i zrozumienia, że jako ludzie jesteśmy predestynowani, by dostrajać się do uniwersalnych wartości, które są naszym podstawowym zasobem.
Korzystając ze świątecznej okazji do zatrzymania się i zbliżającego się Nowego Roku zapraszam do pochylenia się nad własnym wkładem w tworzenie świata, który tak łatwo krytycznie oceniamy, bez dopuszczenia do świadomości autorefleksji, że to my sami jesteśmy jego twórcami.
Jola Toporowicz