Osiąganie, czy dostrajanie – różne drogi do jakości życia: subtelna różnica, której możemy nie zauważyć w nadmiarze bodźców i generowanych przez media dramatycznych wiadomości. Zwłaszcza w okresie ostatnich kilku miesięcy rzeczywistość stawia nas przed nie lada wyzwaniem, by nie stracić z pola widzenia siebie i swojego azymutu.
Na czym polega różnica i po co nam wiedza na ten temat?
Moda na rozwój osobisty z czasem stworzyła sytuację, w której ważny jest szybki i spektakularny efekt. Obietnicą jest tu osiągnięcie wyjątkowych zdolności do spełniania egocentrycznych życzeń pod tytułem: „Wszystko, co sobie wymarzysz, możesz MIEĆ”. Każdy – niezależnie od tego, jakie ma wykształcenie, posiada (lub nie posiada) potwierdzone doświadczenie zawodowe w tym co proponuje – znajdzie tutaj pole do tego, żeby niemalże z dnia na dzień stać się trenerem, terapeutą czy wręcz mentorem od drogi duchowości i rozwoju osobistego, a wraz z tą chwilą uwierzyć, że nim jest.
Każdy też, niezależnie od swojej wiedzy i stopnia merytorycznego zaangażowania w temat może wydać opinię, którą potraktuje jako opis rzeczywistości, z przekonaniem o własnej racji i nieomylności. Zazwyczaj wówczas dzięki temu oddali od siebie na krótką chwilę konieczność konfrontacji z prawdą o sobie i pochylenia się nad tym, co nieuniknione.
Budowanie wizerunku postawione jest obecnie na pierwszym miejscu, rzadko jednak ze świadomością, że to pierwszy krok do zdrady samej/samego siebie. Zdrady, która w długofalowej perspektywie pozbawi nas tego, co najważniejsze w człowieczeństwie: autentyczności, adekwatnego poczucia własnej wartości i spokoju ducha. Z tego miejsca nie trzeba nikomu niczego udowadniać, starać się, ani uzasadniać swoich wyborów, jest bowiem w nas samych poczucie spójności. Czujemy (przeczuwamy), co jest prawdą, a co jej zastępnikiem służącym zewnętrznym korzyściom. Z automatu powstaje w nas pokora oraz niechęć do fałszu i manipulacji. Gratyfikacja w postaci poczucia godności i fakt, że niczego nie trzeba odgrywać ani zakłamywać staje się wartością, której nikt, kto tego doświadczył, nie chce stracić. Z tej prostej „podstawy” blisko już do szacunku i respektu wobec wszystkiego, co nas otacza, niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Droga dostrajania się do esencji bycia człowiekiem jest trudna, wymaga bowiem odwagi zrezygnowania z wytrenowanych sposobów myślenia i korzyści własnej tożsamości.
Współczesność to, niestety, czas zaniedbania dostępu do natury człowieczeństwa: autorefleksji wprowadzonej w życie, związanej z nią pokory, respektowania sumienia i brania pod uwagę innych ludzi oraz szerszego kontekstu Życia. Kontekstu, który odnosi się do perspektywy szerszej niż dążenie do zrealizowania egocentrycznych pomysłów, bądź ziszczenia marzeń o własnej wyjątkowości ulokowanej w spektakularnych osiągnięciach, niezależnie od tego, czy to sukcesy dotyczące statusu, majątkowe czy nazywane osobistymi i duchowymi.
Osiąganie celów wyznaczonych zewnętrznie daje doraźnie sporą dawkę satysfakcji, ale ma też swoje koszty i długofalowe konsekwencje, których pod wpływem ekscytacji myślą o sukcesie nie zauważamy: niczym nieuzasadnione poczucie bycia lepszym, niczym nieuzasadnione poczucie, że mi wszystko wolno, że nie dotyczą mnie żadne kwestie dotyczące prostych wartości, takich jak uczciwość, przyzwoitość i szacunek do innych ludzi. Zdrada samej/samego siebie musi owocować tym samym w stosunku do otoczenia. Nie można, będąc wobec siebie nieuczciwym, być fair wobec innych – to na dłuższą metę się nie uda. Nie można też wobec takich własnych wyborów oczekiwać, że świat odpowie życzliwością i przestrzeganiem reguł wobec nas.
Pytanie, które warto sobie zadać w tym temacie brzmi: czy chcę całe życie spędzić na podtrzymywaniu i budowaniu fasady, która wydaje mi się teraz atrakcyjna i niosąca korzyści, czy może chcę żyć godnie, niezależnie od tego, czy mam wybitne osiągnięcia, czy żyję w prosty, autentyczny sposób? Czy jestem w stanie zgodzić się z faktem, że nie muszę być nikim wyjątkowym, żeby mieć dobre życie i szanować przede wszystkim swój najgłębszy potencjał?
Każdy z nas może podjąć próbę odpowiedzi na to pytanie i każdy z nas ma prawo decydować o tym, jak się do niego odniesie. Każdy też ponosi za swoje wybory odpowiedzialność, niezależnie od tego, co na ten temat myśli. Wszystkie wybory nas wszystkich przez tysiąclecia tworzą naszą i naszych dzieci rzeczywistość.
Pretensja i wymaganie skierowane do świata i egocentryczne przekonanie, że to „oni nam to robią” jest przyjęciem perspektywy zwalniającej siebie z odpowiedzialności za swój udział w tym, co się dzieje. Tylko jej podjęcie, na głębokim poziomie zaufania do swojej wewnętrznej mądrości może zmienić świat, który nas otacza. Pamiętajmy, że każda rewolucja oparta na idei zmiany świata kończy się kolejną rewolucją, zataczając koło powtarzających się jakości. Bez refleksji, że może w samym założeniu, że to świat, a nie „ja” jestem do zmiany tkwi błąd, który nieuchronnie generuje powtarzanie starych scenariuszy.
Czy odważymy się, zamiast walczyć ze światem zmienić swój sposób postrzegania własnej odpowiedzialności za to, co współtworzymy? Czy odważymy się odpowiedzieć sobie uczciwie na proste pytanie: w jaki sposób ja sam/a tworzę to, co mnie otacza i co zamierzam z tym WŁASNYM udziałem zrobić? Podjęty wybór zdeterminuje jakość życia, niezależnie od tego, w jaką narrację to ubierzemy.
Życzmy sobie odwagi w zmianie perspektywy patrzenia na fakt, że żeby wymagać od innych, trzeba zacząć od siebie. Życzmy sobie odwagi w konfrontacji z własnymi zawinieniami i zakłamaniami. Życzmy sobie odwagi w rezygnacji z doraźnych korzyści, do których jesteśmy przywiązani. Jest w tych decyzjach szansa, że otworzy się przed nami jakość życia, o której nie mieliśmy pojęcia 😊
Wpis do pobrania: