Zachowujemy się tak, jakby wszystkiego miało nam za chwilę zabraknąć, nie możemy więc zrezygnować z żadnej okazji. Przywykliśmy do pomnażania naszych dóbr materialnych, traktując ich zdobywanie jako priorytet, nie zauważamy przy tym, że już dawno to, co posiadamy, wystarczy do zaspokojenia naszych potrzeb. A jednak wciąż chcemy więcej i więcej. Doświadczamy przy tym swoistego lęku, że jeśli odpuścimy możliwość nabycia kolejnego gadżetu lub przegapimy okazję kolejnego zysku, to stanie się coś złego.
W tym wirze tracimy to, co najważniejsze: bezinteresowną życzliwości innych ludzi, akceptację dla naszych zalet i wad, poczucie, że jesteśmy ważni – uznanie naszej wartości płynącej nie z tego, co posiadamy, lecz z tego, jacy jesteśmy. Wszystko to tworzy określoną jakość życia, która wyraża się również pod postacią czasu, uwagi i zainteresowania ze strony innych ludzi, a także jako poczucie sensu wynikające z faktu, że sami potrafimy obdarzyć tą uwagą każdego człowieka stającego na naszej drodze. Oczywiście, jeśli tylko jesteśmy świadomi wartości tego wewnętrznego bogactwa. Bogactwa, które już dawno pozbawiliśmy znaczenia, podążając za obietnicami dobrobytu ulokowanego poza nami samymi.
Piękna zimowa aura dostraja nas powoli do atmosfery czasu, w którym zgodnie z chrześcijańską tradycją obchodzimy święta Bożego Narodzenia. Mimo tego, że treść tych świąt pozostaje już od dawna tylko cichym echem przeszłości, a sama ich forma stała się przerysowana, każdy z nas ma jeszcze szansę na decyzję, w co zainwestuje swoją energię i zaangażowanie podczas przygotowań do tego czasu, który spędzamy zwykle w gronie najbliższych osób.
Już teraz warto podjąć wyzwanie, by przyjrzeć się proporcjom między formą a treścią i naszej energetycznej inwestycji w te dwie składowe naszego życia. Jeśli uda nam się na początek choć zbliżyć do równowagi między dbałością o stan ducha a zwyczajowymi, świątecznymi przygotowaniami, z dużym prawdopodobieństwem unikniemy corocznych stresów, frustracji, konfliktów i w efekcie – psychicznego zmęczenia. Złagodzimy tym samym skutki przedświątecznego nadmiaru bodźców, które tylko potęgują zmęczenie związane z lekceważeniem naszych prostych ludzkich potrzeb w ciągu całego roku. Potrzeb w postaci zwyczajnego zainteresowania, uwagi i czasu spędzonego z samym sobą, zaciekawienia tym, co w środku, a nie na zewnątrz nas. W codziennym pędzie nie zdajemy sobie bowiem sprawy z faktu, że inwestując głównie w zewnętrzną oprawę życia, nie mamy szansy na budowanie poczucia sensu i dostatku niezależnych od tego, jak wygląda świat wokół nas.
Co w takim razie możemy zrobić inaczej niż zazwyczaj? Zatrzymajmy się w sprzyjającej atmosferze zimowej ciszy i poczujmy, czego tak naprawdę potrzebujemy dla siebie i czym chcemy obdarować naszych bliskich. Być może to proste, życzliwe bycie, zwykłe gesty dające sygnał, że są dla nas ważni? Być może zechcemy opowiedzieć im o czymś, czym nie dzieliliśmy się przez cały rok, bo nie było ku temu okazji? A może pragniemy podarować komuś chwilę życzliwości bez specjalnego powodu? Uśmiechnąć się do przechodnia? Pomilczeć, posłuchać muzyki? Sprawdźmy to, zaryzykujmy i zanurzając się w chrześcijańskiej tradycji, spróbujmy się dostroić do prawdziwej, nie powierzchownej, treści tych świąt. Być może uda nam się przez kilka dni zadbać o swój dobrostan na tyle, by czas, który co roku celebrujemy, obfitował we wszelkie dobra – w te kojące i bezinteresownie życzliwe w szczególności. Spróbujmy doświadczyć różnicy i sami oceńmy, czy warto ;).
Życzę Wam odwagi w zaryzykowaniu zmiany, a tym samym odpoczynku od nużącej rutyny przedświątecznego czasu z nadzieją, że zaowocuje ona odkryciem nowej jakości, którą zechcecie kontynuować nie tylko podczas specjalnych okazji. I ja dokładam do tej zmiany moją własną cegiełkę:).
Jola Toporowicz